Archiwum 02 grudnia 2019


Początek..
02 grudnia 2019, 16:38


Cześć.

Na początku może powiem kilka słów o sobie. 

Mam 27 lat, od 8 lat jestem w związku. Mam dwóch wspaniałych synów, Ant ma 4,5 roku, Tom 6 miesięcy. W maju dołączy do Naszego grona jeszcze ktoś, na razie nie wiemy czy to chłopiec czy dziewczynka. 

Z wykształcenia jestem pielęgniarką i pracuję na chirurgii onkologicznej, jest to mój pierwszy oddział zaraz po studiach, lubię robić to co robię, chociaż czasem mnie to w pewnym sensie przeraża. 

Nerwica? Skąd się wzięła? 

Nie wiem, przyszła z nikąd i nie zamierza odchodzić. 

Jak to się zaczęło? 

Gdy starszy synek skończył rok zamierzałam pójść do pracy, dostałam się na chirurgię, cieszyłam się, wiedziałam, że na tym oddziale dużo się nauczę, że ciągle coś się dzieje. Synek poszedł do żlobka, emocje związane z pracą i żłobkiem się kumulowały. Pewnego dnia, pamiętam była zima, obudziłąm się i poczułam dość silny ból w klatce piersiowej, oddychało mi się ciężko, jedyne co pomyślałam, że to zator płucny, nie wiem dlaczego tak drastycznie, ale tak, napisałam sobie czarny scenariusz. Ubrałam się i pojechałam na SOR, miałam pobraną krew i RTG klatki piersiowej, badania prawidłowe, lekarz zapisał mi Dexamethason, żeby lepiej się oddychało, dostałam wypis i do domu. Następnego dnia bólu już nie było. Była cisza przez jakiś rok, moja "nie koleżanka" zasnęła, chyba po to żeby wrócić ze zdwojoną siłą...

Znowu zaczeło się od bóli w klatce piersiowej, kołatań serca, później doszły bóle głowy, zawroty, szumy w uszach i lęk, lęk o wszystko, strach przed śmiercią. Tak, najbardziej bałam się, że pewnego dnia coś mi się stanie, że umrę, że mój syn nie będzie mnie nawet pamiętał. To wszystko stało się silniejsze, byłam u wszystkich możliwych specjalistów, zrobiłam większość badań, nie muszę mówić, że jestem zdrowa jak koń. Nie chorowało ciało, ale chorowała moja dusza. I choć już to wiedziałam, nadal się nakręcałam, i te czarne myśli zaczęły towarzyszyć mi coraz częściej. Od pewnego momentu występowały codzienie, chodziłam cała pospinana, bolały mnie wszystkie mięśnie. 

Ja dziewczyna mająca 27 lat, każdego dnia budziłam się i czułam się jak 60 letnia schorowana Pani. Powiedziałam sobie dość i postanowiłąm z tym walczyć, chcę odzyskać dawne życie, dla siebie, dla moich dzieci. Chcę znów zacząć się uśmiechać, budzić się bez bóli... 

Zrobiłąm pierwszy krok, umówiłam wizytę do lekarza psychiatry. Długo do tego dojrzewałam, ale dłużej nie wytrzymam, chcę znów żyć, nie wegetować...

Do usłyszenia

Mona